Dzisiaj kryminał

Biuro projektów, w którym pracowałem jako stażysta często odwiedzał, w celach towarzyskich, „wieczny student” architektury – niejaki Zygmunt Garbacki. Zygmunt był moim rówieśnikiem, ale kiedy ja odbywałem staż zawodowy, Garbacki był wciąż studentem drugiego roku, choć publicznie podawał się za architekta. W biurze, w którym pracowałem, miał on licznych kolegów, a że w firmowym bufecie podawano piwo, i to prawdziwego żywca (w opisywanym roku 1971 rzadkość), wizyty u zaprzyjaźnionych pracowników należały do częstych.

I oto w sierpniu 1971 zdarzył się fakt, który wstrząsnął Warszawą. Zabito Jana Gerharda. Naczelnego redaktora tygodnika „Forum”. Dziennikarza i pisarza. Autora kilku książek, pośród których największą sławę przyniosła mu powieść „Łuny w Bieszczadach” - znana w filmowej wersji jako „Ogniomistrz Kaleń”. Tu trzeba dodać, że pułkownik Gerhard, w latach 1945 – 1952, brał udział w Akcji „Wisła”, w Bieszczadach. Dowodził pułkiem piechoty w działaniach skierowanych przeciw UPA. Natomiast w chwili zabójstwa był posłem na Sejm z ramienia PZPR.

Śledztwo nie było łatwe. Brano pod uwagę motywy historyczno – polityczne; jak zemsta Ukraińców, czy też starych akowców. Brano także pod uwagę wątki szpiegowskie - Gerhard czas wojny i okupacji spędził we Francji. Również okres peerelowski, w czasie poprzedzającym zabójstwo, obfitował w wydarzenia dające podstawy do hipotezy zabójstwa na tle obyczajowo – erotycznym. Jan Gerhard, niezwykle zamożny playboy, znany był z zamiłowania do wesołych biesiad z udziałem licznych pań, niejednokrotnie o znanych nazwiskach. Te nazwiska, to oczywiście nazwiska ich mężów. A więc może zemsta któregoś z nich?

Tymczasem znakomicie poprowadzone śledztwo doprowadziło do zdumiewającego odkrycia. Zabójstwa dokonał narzeczony córki Gerharda – Małgosi, niejaki ZYGMUNT GARBACKI. W gruncie rzeczy z powodów rabunkowych, choć także inspirowany perspektywą szybszego ożenku i przejęcia rodzinnego majątku. Podobno przyszły teść zwlekał i nie był zachwycony planowanym małżeństwem. Poza tym nie wiedział, że Garbacki nie jest inżynierem – architektem i że daleko mu do tego. A przecież musiałby się dowiedzieć.

Garbacki miał bezpośredniego wspólnika oraz kilku nie do końca świadomych pomagierów. Pośród tych ostatnich byli pracownicy naszego biura projektów. Zabójstwo miało miejsce 20 sierpnia. I oto dzień lub dwa później, jak zwykle, siedzieliśmy przy wspólnym stole w bufecie firmowym pijąc piwo i oczywiście nie mając pojęcia, że pijemy z mordercą.

Zrozumiałą jest rzeczą, że my wszyscy, czyli pracownicy Wojskowego Biura Studiów i Projektów Budowlanych, fascynowaliśmy się tą sprawą. Tym bardziej, że morderstwa dokonano w mieszkaniu zabitego przy Alejach Ujazdowskich, róg ulicy Matejki, w budynku nad znaną restauracją „Ambasador”. Budynku doskonale nam znanym. Otóż elegancka owa kamienica należała do administracji wojskowej. Jej autorem był nasz starszy kolega z biura – architekt Tadeusz Rupniewski, który zresztą otrzymał tam mieszkanie. Jeszcze kilka znanych osób żyło w tym domu. Na przykład mistrz olimpijski Władysław Komar, czy słynny tancerz – solista Teatru Wielkiego – Stanisław Szymański. Chodziliśmy zatem na rozprawy sądowe, uważnie chłonąc opowieści wezwanych świadków.

I teraz chciałbym przytoczyć zasłyszane emocjonujące, no i chyba zabawne zeznanie wymienionego przed chwilą sąsiada zamordowanego – Stanisława Szymańskiego.

Stanisław Szymański, solista Teatru Wielkiego w Warszawie, był tancerzem europejskiej sławy. Artystą o niebywałej technice – szybkim, giętkim, akrobatycznie wszechstronnym. A poza tym był piękny i … kobiecy. Co tu ukrywać, jego orientacja seksualna nie była orientacją „hetero”.

I oto staje przed wysokim sądem jako świadek. Spytany, czy zetknął się już wcześniej z oskarżonym (tu chodziło o wspólnika Garbackiego – dość pospolitego łobuza), odpowiedział mniej więcej tak:

- Wysoki Sądzie. Kiedyś wszedłem do windy w naszym domu, a tam był już ten łobuz. Zamiast odpowiedzieć grzecznie na moje „dzień dobry”, zwrócił się do mnie bardzo brzydko, bo powiedział sp… ty pedale. A ja, Wysoki Sądzie, jestem człowiekiem wrażliwym. I uważam, że chamstwo należy tępić. A Wysoki Sąd wie przecież, że ja jestem tancerzem, to i nóżki mam sprawne. To ja tego łobuza moją sprawną nóżką strzeliłem w pyskatą buzię. Wyszedłem i zostawiłem go w tej windzie. Dychał, ale nie był przytomny.

Tu warto dodać, że była to bardzo ciasna, wąska winda. Widziałem. Tylko tancerz tej klasy mógł w taki sposób podrzucić do góry stopę.

W tym roku obchodzimy dziesięciolecie zgonu Stanisława Szymańskiego. W opisywanym czasie miał około czterdziestu lat.

Zygmunt Garbacki, a także jego bezpośredni wspólnik, zostali skazani na karę śmierci. Egzekucji dokonano w styczniu 1973.

Andrzej Symonowicz