Odcinek 20

Lekki, jesienny już wiaterek marszczył powierzchnię jeziora. Chmury zasłoniły błękitne przez wiele dni niebo.

- Nareszcie można odetchnąć pełną piersią - Franek Baczko, niezależny biznesmen mieszczneński zmrużył oczy i rozparł się szeroko na nadjeziornej ławeczce. Rozpiął nawet najwyższy guzik flanelowej koszuli, która od lat była podstawową częścią jego ubioru niezależnie od pory roku.

- Nie jest tak źle - westchnął z ulgą. Środa od lat była najtrudniejszym dniem tygodnia. Po wtorkowej ciężkiej pracy na obu targowiskach i ich okolicach, uzyskany przychód z punktu surowców wtórnych jak zawsze został niezwłocznie zamieniony na kilka butelek. W przytulnym sklepie pani Jeleniowej wybór trunków zachęcał zarówno ceną, jak i wyszukaną kolorystyką nalepek.

- Nie mieszać! Pierwsze - nie mieszać! - Baczko dumny był ze ścisłego przestrzegania tej prostej zasady. I tym razem tylko niewielki szum pod czaszką i lekkie drżenie powiek wskazywały, iż wczoraj nie zmarnował wieczoru. Z satysfakcja i nawet współczuciem patrzył na wypełniający się znajomymi sylwetkami skwerek. Twarze o skórze przypominającej kształtem i barwą wymięty papier toaletowy wskazywały wyraźnie, iż zasada "nie mieszać" nie była powszechnie przestrzegana.

- Z głupotą jeszcze nikt nie wygrał! - westchnął pan Franciszek. - Zamiast jak człowiek, spokojnie i godnie napawać się głębokim bukietem wypełnionych słońcem porzeczek lub jabłek, miesza taki jeden z drugim wszystko co mu w rękę wpadnie, a nie daj Boże jeszcze wodą popije... Jak zwierzęta, zupełnie jak zwierzęta! - westchnął ciężko i zmrużył oczy. Ocknął się, gdy zamiast usypiającego gwaru leniwych rozmów zapadła wokół niepokojąca cisza.

- Jak leci, Franuś? - przed ławką kiwał się na obcasach czarnych butów posterunkowy Kuciak w sferach zbliżonych do elit Mieszczna noszacy wdzięczną ksywę Śliwa.

- Jak zawsze, panie posterunkowy, jak zawsze! - Baczko uśmiechnął się życzliwie. Od czasu, gdy latem okrzyknięto go bohaterem bombowej afery jego kontakty z mundurowa władzą stały się prawie zażyłe. W końcu gdyby nie jego wytrawne ucho i czujność godna kapitolińskich gęsi nie posypałyby się premie i medale na piersi obrońców prawa.

Kuciak usiadł na ławce i wyciągnał z ulgą nogi. - Cholera, odcisków do końca życia się nie pozbędę! - skrzywił boleœnie usta. - Nóg na loterii przecież nie wygrałem, a czuję, że już mi w szyję wchodzą! Deptaj tylko człowieku i deptaj!

- Służba nie drużba, panie posterunkowy! - dziarsko podpowiedział Franek.

- Eee tam! Nie masz Franuś pojęcia jaka to teraz ciężka harówka! I niebezpieczna... - Śliwa westchnął głęboko. - Nie to, co kiedyś!

- Tak, tak panie posterunkowy! Bomby podkładają! - ze zrozumieniem potakiwał Baczko.

- Żeby tylko to Franuś, żeby tylko to! - rozżalił się posterunkowy - Masz, czytaj - wyjął zza pazuchy najnowszy numer "Wiadomości".

- Noo, no... jak zawsze - Baczko przekartkował gazetę.

- Zobacz Franuś, co tam nasz szeryf wymyślił, od mchów i porostów człowieka wyzywa, kowboj jeden! - posterunkowy ze złością wskazał nieszczęsny artykuł.

Franek jeszcze raz zajrzał na zadrukowane strony. - Wygląda, panie posterunkowy, że krucho będzie. Ale chyba nie tak źle, co?! Wylał już kogoś?

- No niby nie, ale zawsze może. Chłopaki po katach się chowają, z drogi mu schodzą, na miasto uciekają jak tylko mogą.

- A jak tam na rynku, chyba wszystko w porząsiu, co? Widziałem wczoraj, że interes idzie jak zawsze. Chłopaki z miasta opychają fajki aż miło popatrzeć!

- No, Franuś! Nie żartuj ty sobie z poważnych spraw! Z czegoś w końcu człowiek musi żyć!

Tego tylko brakowało, żeby ktoś im w tym przeszkodził!

- Jasne panie posterunkowy, to tak, jakby ktoś mi pozamykał wszystkie kible. Z renty nie wyżyjesz. Jak nie pójdziesz w biznes to klops!

- No właśnie Franuś, no właśnie! A dla szeryfa to najważniejsze miejsce w tabelce, żeby na końcu nie być! A mnie to lata, rozumiesz Franuś? Lata to mi dookoła! Bo najważniejsze, żeby w Mieszcznie spokój był! Żeby żyć samemu i ludziom dać żyć. Tobie na przykład, ooo!

- Panie posterunkowy! - machnął ręką Franek. - Ja to sobie zawsze radę dam. Jak człowiek ma łeb między uszami, a nie wieszak do noszenia czapki, to wyżyje, spoko! I na tę szklaneczkę witaminek też wystarczy.

- No widzisz Franek! Tobie to dobrze - westchnął posterunkowy. - Interes masz prywatny, ale pewny, ludziom w oczy nie wchodzisz. Szanują cię. A ja? - Śliwa westchnął ciężko.

- Zawsze na pierwszej linii! Szóstego szeryfa już przetrzymuję, cholera. Każdy zaczyna od wrzasku, a kończy jak zwykle.

- I w tym cała nadzieja panie posterunkowy. Przetrzyma pan i tego!

- Dobra, dobra Baczko! - posterunkowy wyprostował się na ławce. - A teraz do roboty. Kto tam wczoraj ściągnął te druty z linii do Taczewa, co? Wszystkie skupy znasz lepiej niż ja dyżurkę.

- Jak pragnę żywca z pianką, panie posterunkowy, nic nie wiem! Ja wczoraj tylko makulaturę nosiłem, nic więcej! Puszki odłożyłem na piątek!

- Co ty Franek nosiłeś i gdzie, to ja już dobrze wiem! Nie pieprz mi tu głodnych kawałków.

- Jutro mam wiedzieć kto przytargał te druty! Bo jak nie, too...

- No dobra, panie Kuciak, zobaczy się... Ale cholera ten szeryf was przycisnął! Tylko jakby co, to na rozprawie lustracyjnej się nie znamy! Jasne panie posterunkowy?!

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2005.09.28