- Po kilku wspólnych latach takie zwierzę staje się kimś więcej, staje się bliską istotą - mówi w rozmowie z "Kurkiem" Stanisław Remuszko

Zrobiłem wszystko, co mogłem

- Zazwyczaj za naszym pośrednictwem ludzie szukają zaginionego psa czy kota przez kilka tygodni. Pan, tymczasem, ogłoszenie w tej sprawie na łamach „Kurka” zamieszcza już od czterech miesięcy.

- Ale na tym chyba poprzestanę. Suka znikła i muszę się wreszcie z tym pogodzić.

- W jakich okolicznościach znikła?

- We wtorek 24 września 2013, w biały dzień, żona uwiązała psa na smyczy przy wejściu do „Budchemu” na Wielbarskiej, a gdy wróciła po kilku minutach – suki nie było; wisiała tylko smycz z obróżką. Natychmiastowe przeszukiwania okolic, rozpytywanie ludzi, a potem wielokrotne objazdy rowerowe oraz rozlepianie po całym Szczytnie zdjęć psa z namiarami właścicieli nic nie dały.

- Wtedy ogłosił pan w „Kurku” nagrodę: najpierw 500 zł, potem 1000 zł, ostatnio zaś 2000 zł. To już dużo pieniędzy. Musieli być państwo do swojego psa bardzo przywiązani?

- To siedmioletnia suczka-przybłęda, rasy wybitnie mieszanej, czyli kundel. Niby to „tylko zwierzę”. Lecz po kilku wspólnych latach takie zwierzę staje się kimś więcej, staje się bliską istotą, niemal członkiem rodziny. To dopiero jest wartość!

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.