Uprawianie sportu na wysokim poziomie należy z pewnością do zajęć mocno absorbujących. Nie jest tajemnicą, że młodzi ludzie, decydujący się na karierę sportową miewają często trudności w nauce. Zdarzają się jednak wyjątki. Jednym z nich jest Łukasz Frączek, który odnosi sukcesy na piłkarskim boisku i na uczelni. W dodatku wszystko to robi za Oceanem.

W głowie i w nogach

PIŁKA OD MAŁEGO

Łukasz jest synem wójta gminy Dźwierzuty, Tadeusza Frączka. O swojej latorośli samorządowiec wypowiada się z nieskrywaną dumą.

- To naprawdę dobry chłopak, rozsądny i poukładany - chwali syna wójt.

Rzeczywiście, nawet krótka rozmowa z Frączkiem-juniorem pozwala wierzyć jego ojcu na słowo. Chłopiec od dziecka wyróżniał się wielkim zamiłowaniem do futbolu. Wyrazem tej pasji było nie tylko namiętne bieganie za piłką, ale również wybór ścieżki edukacyjnej. Po podstawówce trafił do szkoły sportowej w Olsztynie. Wtedy też zaczął grywać w juniorskiej drużynie ówczesnego "Stomilu", której był wyróżniającym się zawodnikiem.

- Oprócz mnie było tam jeszcze kilku naprawdę zdolnych chłopaków, a drużyna odnosiła sukcesy na arenie ogólnopolskiej - wspomina Łukasz. Młody piłkarz może spokojnie powiedzieć o sobie, że to właśnie piłka pokierowała jego życiem. Kto wie, czy dzisiaj nie grywałby w jednym z polskich klubów, gdyby nie pewna zaskakująca propozycja, która pewnego wieczora wytrąciła ze snu jego ojca.

TELEFON ZE STANÓW

- Była chyba godzina 22.00, leżałem już w łóżku, kiedy zadzwonił telefon. Dzwonił do mnie niejaki pan Wysocki z Bostonu. Powiedział, że chce ściągnąć do Stanów kilku zdolnych, młodych piłkarzy z Polski i wśród nich jest również mój syn. Zaoferował stypendium - wspomina Tadeusz Frączek. Ponieważ rzecz działa się w okresie przedwyborczym cztery lata temu, obecny wójt pomyślał w pierwszej chwili, że któryś z konkurentów robi mu głupie dowcipy (Tadeusz Frączek po raz pierwszy ubiegał się wtedy o fotel wójta). Okazało się jednak, że propozycja jest jak najbardziej serio. Mimo obaw ze strony ojca, Łukasz trafił do prywatnej szkoły średniej niedaleko Bostonu. Tam też od razu pokazał swoje nieprzeciętne umiejętności piłkarskie. Jego szkolna drużyna dwa razy z rzędu sięgała po mistrzostwo ligi międzystanowej okręgu New England.

- Drużyna sprawiła, że szkoła stała się sławna. Chłopcy swoimi dokonaniami szybko zaskarbili sobie łaski jej dyrektora - mówi Tadeusz Frączek.

UCZEŃ NA "A"

Dzisiaj Łukasz Frączek studiuje w prowadzonym przez siostry franciszkanki Felician College w New Jersey. W koledżu uczy się wielu obcokrajowców. Co ciekawe, oprócz Łukasza jest tam jeszcze dwóch innych Frączków. Syn wójta Dźwierzut wybrał kierunek biznes i zarządzanie. Jak twierdzi, nie był to wybór przypadkowy.

- W Ameryce to bardzo poważne studia, po których istnieją możliwości znalezienia ciekawej, dobrej pracy - mówi. Nauka w Stanach kosztuje sporo. Łukasz otrzymuje jednak stypendium sportowe i naukowe. Ostatni semestr zakończył z imponującym wynikiem: same "A" i tylko dwa "B". Niewtajemniczonym w amerykański system oceniania tłumaczy, że w sześciostopniowej skali "A" to ocena najlepsza, najgorszą natomiast jest "F". Mimo stypendium dorabia - wcześniej w uczelnianej stołówce, teraz w sali komputerowej. Wkrótce czeka go staż w... ONZ. Ma tam reprezentować swoją szkołę. Raz w tygodniu będzie uczestniczył w spotkaniach i przysłuchiwał się dyskusjom.

- Tego typu staż to fantastyczna sprawa. Znacznie ułatwi mi to znalezienie pracy, ponieważ w Stanach pracodawcy patrzą wyłącznie na to, czym jeden kandydat różni się od drugiego, stawiają na indywidualność - mówi Łukasz Frączek.

GRAĆ JAK FABIO

Mimo świetnych wyników w nauce, Łukasz nadal koncentruje się na piłce. Gra w uczelnianej drużynie "Felician Golden Falcons" (obecnie II liga uniwersytecka). Chociaż jego zespół nie odniósł jeszcze większych sukcesów, to Polaka spotkało wyróżnienie indywidualne: trenerzy innych drużyn wybrali go do "jedenastki" sezonu. Ich zdaniem był najlepszym stoperem rozgrywek. Według ojca, Łukasza charakteryzuje na boisku przede wszystkim rozwaga i umiejętność "czytania gry", a więc przewidywanie posunięć przeciwnika. Jego piłkarskim idolem jest filar defensywy mistrzów świata Włochów - Fabio Cannavaro. Stąd wziął się jego boiskowy przydomek - "Fabio".

- Wbrew pozorom piłka nożna w USA staje się coraz popularniejszą dyscypliną sportu. Działacze ściągają znanych graczy z Europy, a na mecze przychodzi sporo kibiców. Boom zaczął się oczywiście po mundialu w 1994 roku - wyjaśnia Łukasz. Tym, co w jego opinii najbardziej różni piłkę w wydaniu amerykańskim od polskiego, nie jest poziom sportowy, ale system szkolenia, a nade wszystko warunki, w jakich trenują piłkarze.

- W koledżu mamy do dyspozycji boisko ze sztuczną murawą i oświetleniem. Ze sprzętem nie ma najmniejszych problemów. Uczelnie chętnie inwestują w sport, bo jest to dla nich świetna promocja. W Polsce niestety o czymś takim można tylko pomarzyć, marnuje się talenty - ubolewa Frączek-junior.

MARZENIE O KARIERZE

Pytany o przyszłość, Łukasz wyznaje, że chciałby zostać zawodowym piłkarzem. Liczy na grę w zawodowej Major League of Soccer.

- Mój trener ma znajomości w drużynie New York Red Bulls. Wspominał, że wyśle mnie tam na testy. Mam nadzieję, że tak się stanie - mówi piłkarz. Dodaje jednak, że jest przygotowany na inną, pozasportową drogę kariery. Dlatego z taką powagą traktuje studia. Twierdzi, że wolałby jednak mieszkać i pracować w Europie.

- Nie odpowiada mi amerykański styl życia: praca, praca, praca i nic poza tym. W Europie mimo wszystko żyje się spokojniej - mówi Łukasz.

Wojciech Kułakowski

2007.01.10