Dla Andrzeja Kijewskiego wyborcza porażka oznaczała nie tylko pożegnanie z funkcją starosty. Po wyborach okazało się, że były włodarz powiatu ma kłopoty ze znalezieniem zatrudnienia. Przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest bynajmniej brak ofert pracy, ale zbyt wygórowane ambicje czołowej do niedawna postaci lokalnej sceny politycznej.

Bezrobotny, ale ambitny

MAŁO WIEDZĄ

Nie jest tajemnicą, że od jesiennych wyborów były starosta pozostaje bez pracy. Na razie Andrzej Kijewski zajmuje się wyłącznie sprawowaniem mandatu radnego powiatowego oraz działalnością w Lokalnej Organizacji Turystycznej. Poza tym, jak wyraził się jeden z przedstawicieli szczycieńskiej lewicy, "deklaruje, że ma sporo czasu". O tym, co dzieje się z byłym włodarzem powiatu trudno dowiedzieć się nawet od osób do niedawna uważanych za blisko z nim związane. Na temat obecnych poczynań eksstarosty niewiele ma do powiedzenia Krzysztof Mańkowski, w poprzedniej kadencji przewodniczący Rady Powiatu i do niedawna partyjny kolega Kijewskiego z SLD. Od czasu, kiedy obydwaj postanowili startować w wyborach na burmistrza Szczytna, stosunki między nimi mocno się oziębiły. Krzysztof Mańkowski podkreśla jednak, że do Kijewskiego nie żywi cienia urazy. Twierdzi, że z byłym starostą spotyka się wyłącznie przy okazji sesji powiatu. Na temat swojego poprzednika niechętnie wypowiada się również starosta Jarosław Matłach.

- Nie jestem z nim aż tak blisko związany. Od czasu do czasu zdarza nam się porozmawiać w urzędzie - mówi Matłach, do niedawna uważany za "człowieka Kijewskiego", ojciec chrzestny jego młodszego syna.

BEZ KWALIFIKACJI NIE ZATRUDNIĄ

Ustaliliśmy, że przez ostatnie miesiące Andrzej Kijewski intensywnie poszukiwał zatrudnienia. Były starosta miał kilka ofert, z których jednak nie skorzystał. Odrzucił m.in. propozycję zatrudnienia na stanowisku urzędniczym w Olsztynie, ponieważ wiązałoby się to z koniecznością dojazdów. Nie był też zainteresowany propozycją szefowania Lokalnej Organizacji Turystycznej.

- Pytałem go również, czy nie chciałby zaistnieć w biznesie. Stwierdził jednak, że woli zdecydowanie służyć ludziom jako urzędnik - zdradza Adam Krzyśków.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Kijewski intensywnie zabiegał o stanowisko dyrektora szczycieńskiego szpitala. Według jednego z naszych rozmówców, o fiasku tych starań przesądził opór starosty Jarosława Matłacha. Sam starosta zaprzecza jednak takim pogłoskom.

- To plotka. Nic o tym nie wiem - ucina Matłach. Dodaje, że na razie nie widzi lepszych kandydatów od pełniącego w tej chwili obowiązki dyrektora ZOZ Marka Michniewicza.

Wielu osobom dziwny wydaje się fakt, że człowiek o tak rozległych znajomościach jak Andrzej Kijewski, od pół roku poszukuje pracy. W opinii ludzi związanych ze szczycieńskim samorządem, o niepowodzeniach byłego starosty przesądza to, że mierzy w zbyt wysokie stanowiska, nie dysponując przy tym odpowiednimi kwalifikacjami.

Starosta Matłach deklaruje, że bardzo chciałby pomóc swojemu poprzednikowi.

- Gdybym miał taką możliwość, zrobiłbym to. Ale jednostek powiatowych jest niewiele, poza tym pracują w nich świetnie wykwalifikowani fachowcy. Zmiana któregokolwiek z nich nie jest mi potrzebna - nie pozostawia złudzeń Jarosław Matłach.

Jeszcze inną przyczynę przedłużającego się bezrobocia byłego starosty wskazuje radny Krzysztof Pawłowicz.

- To człowiek, który z racji swojego trudnego charakteru zdezorganizowałby układ pracy. Jest niebezpieczny i niesłowny, dlatego należy się go wystrzegać - uważa Pawłowicz.

NIE SKAZYWAĆ NA BANICJĘ

Zdaniem Adama Krzyśkowa, sytuacja, w której postać tak znana i do niedawna wpływowa, nie może znaleźć posady, mimo wszystko kłóci się z dobrymi obyczajami politycznymi.

- Człowiek, który w jakiś sposób wpisał się w historię Szczytna, nie powinien być skazywany na banicję. O takich ludziach należy pamiętać, bo ich następcy po czterech latach sprawowania urzędu mogą się znaleźć w podobnej sytuacji - uważa Krzyśków. Wytyka jednak Kijewskiemu brak zaradności.

- Moim zdaniem każdy powinien liczyć się z możliwością utraty stanowiska i być na to przygotowanym. Tymczasem były starosta nie opracował sobie żadnego "planu B". Przez okres sprawowania urzędu mógł uzupełnić wykształcenie, ale tego nie zrobił - mówi Adam Krzyśków. Według prezesa WFOŚ, idealnym miejscem dla takich osób jak Kijewski byłby nieistniejący już Związek Gmin Mazurskich. Jednak, zdaniem Krzyśkowa, o jego rozpadzie zdecydowały ambicje byłych burmistrzów Szczytna. Nie chce powiedzieć wprost, o kogo chodzi, ale nietrudno zgadnąć, że ma na myśli Henryka Żuchowskiego i samego Kijewskiego.

P.S.

Czytelnikom należy się wyjaśnienie. Otóż o los byłego starosty chcieliśmy zapytać głównego zainteresowanego, czyli Andrzeja Kijewskiego. Ten jednak, mimo kilkakrotnych prób umówienia się na rozmowę, odmówił. Swoją decyzję tłumaczył brakiem zaufania do naszej redakcji, która w jego opinii daleka jest od obiektywizmu i nigdy nie potrafiła docenić jego zasług dla miasta i powiatu. Jako przykład takiej postawy podał sytuację z marca tego roku, kiedy to podczas uroczystego otwarcia zakładu IKEI w Wielbarku, na którym były starosta był obecny, nie zapytaliśmy go, w odróżnieniu od innych mediów, o zdanie na temat inwestycji szwedzkiego koncernu.

Wobec tego nie pozostało nam nic innego, jak zasięgnąć języka u osób bliskich Andrzejowi Kijewskiemu i dobrze zorientowanych w lokalnej polityce.

Wojciech Kułakowski

2007.04.25